Starość. Tom Odell. Palladium.


Kiedy NME dało Odellowi tłuste 0/10 za jego debiutancką płytę, poczułam się nieco niezręcznie. Tak, to tylko recenzja. Tak, każdy ma swoje zdanie. Tak, kto czyta jeszcze NME? Tak, jakieś dwa tygodnie po tej recenzji Long Way Down znalazło się na pierwszym miejscu sprzedaży płyt w Wielkiej Brytanii. I tak, trochę kontrowersji ZAWSZE zwiększa klikalność.  Ale jednak 0/10 nie daje się za byle co prawda? Musi się coś za tym kryć, coś więcej, jakaś rada, rysa,  którą przeoczyłam. A przeoczyłam pewnie dlatego, że mam w sercu specjalne miejsce dla młodzieńców, którzy śpiewają i jeszcze grają na pianinie . 


Ech. Trudna sprawa. Najlepiej iść na koncert i zrobić test, jak Odell wypada na żywo.
Czekając w przejściu podziemnym prowadzącym do metra (tak, kolejka z Palladium sięgała aż tam) pomyślałam, że nie tylko ja mam takie miejsce w sercu. Pomyślałam też, że jeśli jakiś koncert jest wyprzedany, to zazwyczaj znaczy, że zjawi się na nim całkiem sporo osób. Zapamiętać.
Czekając na występ i rozglądając się wokół, pomyślałam, że średnia wieku widzów oscyluje koło 17 lat (że lwią część widzów publiczności stanowią dziewczęta, tego nie trzeba dodawać). [Przypomniało mi się też, że gdy próbowałam od kogoś odkupić bilet, to jakaś dziewczyna ( z facebookowego zdjęcia sądząc nastolatka, ale nie jakoś bardzo młoda z drugiej strony), zwróciła się do mnie per pani (tak, ZABOLAŁO)]. 
Szczerze, to trochę obawiałam się tego koncertu. Na nagraniach live z Youtube’a Odell czasami zachwycał (jak tu, na pokazie Burberry), ale czasami potrafił mnie rozczarować - za dużo miauczenia, a za mało śpiewania. 
 FAktycznie mogłam obawiać się o swoje uszy, ale raczej z powodu pisków wszystkich fanek Odella. Właściwie zdziwiłam się, że po koncercie na scenie zobaczyłam  tylko jeden stanik. Mogłabym się trochę czepnąć zachowania publiczności, tego że piszczenie i krzyki trwały za długo (jest taki bardzo naturalny moment, chyba każdy go wyczuwa, kiedy piski powinny ucichnąć po piosence, żeby artysta mógł coś powiedzieć. Tutaj piski w bardzo naturalny sposób przeskakiwały nad tym momentem. To chyba ten nastoletni duch), tego, że wyznań miłości było trochę za dużo. Mogłabym się czepiać i sprzeczać, jak reszta widowni, która od razu z Palladium przeniosła się na facebooka.
Ale szczerze mówiąc, w ogóle mnie to nie obchodzi. Przestałam czuć się niezręcznie, to się liczy. Byłam na jednym z najlepszych koncertów w swoim dotychczasowym kocim życiu i byłam naprawdę szczęśliwa, bo nie zawiodłam się na Odellu. Piosenki na żywo brzmiały lepiej niż na albumie. Żadnego miauczenia i zawodzenia.  Utwory z epek, covery i genialne improwizacje, oświetlenie, zespół  i Odell, który zadedykował wszystkim paniom na sali tę piosenkę - wszystko było świetne.


W redakcji NME brak jest  specjalnego miejsca w sercu dla młodzieńców z pianinem. Cóż. Wada, której wydawało mi się, że nie mogłam zobaczyć, faktycznie była. I ciągle jest. Tylko, że tkwi ona w redakcji NME. Nazywa się starość.  Tak mi się wydaje.
Ja wyszłam z koncertu z uśmiechem na ustach.


0 komentarze :

Prześlij komentarz